"Kobieta, która wymyśliła piękno"


Nigdy nie pomyślałabym, będąc nastolatką, że wybiorę chemię jako kierunek studiów. Ba! Wyśmiałabym każdego kto mógłby coś podobnego zasugerować. Muszę przyznać, że jeszcze niedawno poważnie myślałam, żeby rzucić to wszystko i zacząć studiować cokolwiek innego. Byłam zawiedziona, że zamiast korzystać ze studenckiego życia, o którym tyle się nasłuchałam muszę spędzać weekendy nad książkami, a moja ciężka praca nie zawsze przynosi satysfakcję.
Poprzedni semestr był wyjątkowo trudny. Zajęcia od poniedziałku do piątku, od ósmej rano do wieczora. Zero wytchnienia. Dlatego niecierpliwie czekałam na święta Bożego Narodzenia i dwa tygodnie słodkiego lenistwa. Moja przyjaciółka podarowała mi w prezencie biografię Heleny Rubinstein. Chyba nie zdawała sobie wtedy sprawy jak dużo energii da mi ta opowieść.
Michèlle Fitoussi opisała drogę Madame od zera do sławy i sukcesu. Była to osoba, która nie miała pojęcia o chemii kosmetyków, ale dzięki  uporowi i dociekliwości odtworzyła recepturę tajemniczego kremu, który dostała od swojej matki. Podbiła nim najpierw Melbourne w Australii, a później inne sławne miasta na świecie: Paryż, Londyn i wreszcie Nowy Jork. Takie historie dodają mi wiary w to, że wszystko jest możliwe!

Oto fragment książki:

„Wchodząc na pokład „Prinz Regent Luitpold” , niemieckiego statku kursującego między Europą i Australią, Helena Rubinstein od razu poczuła się jak w stanie nieważkości.
Wolna.
Spodziewała się, że nie będzie to łatwa przygoda, nie wyobraża sobie, co ją czeka u kresu, niemniej delektuje się każdą chwilą tej cudownej podróży. Dopiero teraz pojęła, że po opuszczeniu kraju będzie mogła odmienić swoje życie i wreszcie się spełnić. Jak? W jaki sposób? Nie wie. Jednak nie wahała się ani chwili, gdy rodzina zaproponowała jej emigrację. Nie bacząc na czyhające na nią niebezpieczeństwa - realne czy domniemane - jak zatonięcie statków, wypadki, zarazy, także spotkania z podejrzanymi ludźmi, zgodziła się na samotną podróż tysiące kilometrów od swojej rodzinnej Polski. Jedzie do trzech wujów, których nigdy w życiu nie widziała na oczy.
Jest maj 1896 roku. Helena ma dwadzieścia cztery lata, metr czterdzieści siedem wzrostu, nadmiar odwagi, stary kufer za cały ekwipunek. Momentami jej pierś wzbiera od oczekujących pragnień, aż wydaje się, że serce zaraz wybuchnie. Chciałaby szeroko rozłożyć ramiona i objąć cały świat.” 



 
Pierwsze zdjęcie przedstawia Helenę prawdopodobnie podczas pierwszego wyjazdu do Paryża, jest w wieku około 33 lat. Piszę "około", ponieważ Madame nigdy nie zdradzała swojej prawdziwej daty urodzenia, zawsze wyglądała na osobę młodszą. Druga fotografia to już lata trzydzieste dwudziestego wieku. Duże klejnoty były jej znakiem rozpoznawczym, kupowała je szczególnie w momentach smutku.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Hiszpanka , Blogger